Odpowiedź na tytułowe pytanie może być tylko jedna – walki!
Chcę ponownie zobaczyć to, czego Lwom w ostatnim czasie nie brakuje w niemal
żadnym meczu. Walkę, która spowoduje awans do upragnionego finału europejskich
rozgrywek. Mam wrażenie, że trener Ricardo Sa Pinto odpowiednio nastraja
zawodników przed meczem, motywator jest z niego przecież pierwszorzędny. Chodzi
mi tylko o motywację zawodników i zaciekłą walkę o każdą piłkę, bo przecież
wyniku nikt nie jest w stanie przewidzieć. Wiem natomiast, że „obrona
Częstochowy” w tym przypadku się nie sprawdzi. Trzeba atakować, rozgrywać piłkę
z dala od własnej bramki, spróbować coś strzelić.
To może być klucz do sukcesu, pierwszego od 2005 roku finału europejskich rozgrywek.
A co w przypadku porażki i odpadnięcia? Jak to co? Nic.
Biorąc pod uwagę fakty półfinał Ligi Europy dla Sportingu to i tak sukces. Zbyt
długie tolerowanie poczynań Domingosa Paciencii spowodowało, że Sporting nie
liczy się w walce o mistrzostwo, ma za to szansę na dwa trofea. Ligę Europy i
Puchar Portugalii. Mam nadzieję, że nadzieja na to pierwsze nie pryśnie niczym
mydlana bańka dziś wieczorem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz