26 kwietnia 2012

Czego spodziewam się po dzisiejszym meczu?


Odpowiedź na tytułowe pytanie może być tylko jedna – walki! Chcę ponownie zobaczyć to, czego Lwom w ostatnim czasie nie brakuje w niemal żadnym meczu. Walkę, która spowoduje awans do upragnionego finału europejskich rozgrywek. Mam wrażenie, że trener Ricardo Sa Pinto odpowiednio nastraja zawodników przed meczem, motywator jest z niego przecież pierwszorzędny. Chodzi mi tylko o motywację zawodników i zaciekłą walkę o każdą piłkę, bo przecież wyniku nikt nie jest w stanie przewidzieć. Wiem natomiast, że „obrona Częstochowy” w tym przypadku się nie sprawdzi. Trzeba atakować, rozgrywać piłkę z dala od własnej bramki, spróbować coś strzelić.

To może być klucz do sukcesu, pierwszego od 2005 roku finału europejskich rozgrywek.

A co w przypadku porażki i odpadnięcia? Jak to co? Nic. Biorąc pod uwagę fakty półfinał Ligi Europy dla Sportingu to i tak sukces. Zbyt długie tolerowanie poczynań Domingosa Paciencii spowodowało, że Sporting nie liczy się w walce o mistrzostwo, ma za to szansę na dwa trofea. Ligę Europy i Puchar Portugalii. Mam nadzieję, że nadzieja na to pierwsze nie pryśnie niczym mydlana bańka dziś wieczorem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz