13 marca 2012

Sporting po rządami Ricardo Lwie Serce


źródło:igol.pl
Po latach posuchy i eksperymentowaniu z trenerami kibice Sportingu Lizbona w końcu mogą odsapnąć. Trenerem został ktoś, komu bezsprzecznie zależeć powinno na dobrych wynikach osiąganych przez Lwy. Ricardo Sa Pinto, wielokrotny reprezentant kraju, były gracz Sportingu objął stanowisko trenera nagle, tuż po tym jak Domingos Paciencia złożył rezygnację. Stanowisko objął "nagle", ale nie było gorączkowego poszukiwania trenerów, wertowania notesów z zapisanymi nazwiskami szkoleniowców godnych prowadzić klub. Zarząd doskonale wiedział, że w razie niewypału na ławce rezerwowych zasiądzie właśnie Sa Pinto, były zawodnik klubu z Alvalade.

Osobiście do końca mu nie ufam. Nie ze względu na to, że jest słabym trenerem, ale ze względu na jego charakter. Nigdy nie wiadomo czym zaskoczy, co powie. Jak choćby ostatnio, tuż po reważnowym meczu z Legią Warszawa, kiedy na konferencji prasowej wypalił: "Mógł wygrać tylko wielki Sporting". Odważne stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że zespół z Alvalade w lidze zajmuje dopiero czwarte miejsce, zawzięcie walcząc o odskoczenie Maritimo, a i z samą Legią w Lizbonie też nie zagrał porywająco. Sa Pinto jest trenerem na pewno nieprzewidywalnym. Raz wystawi nieco eksperymentalną jedenastkę na mecz przeciwko słabeuszowi z Setubal i poniesie taktyczną klęskę
 Patricio, Arias, Polga, Xandao, Insua, Carrico, Capel, Schaars, Elias, Izmailov, Ribas
żeby za chwilę wrócić do niemal najsilniejszego zestawienia
Patricio, Pereira, Xandao, Polga, Evaldo, Schaars, Capel, Elias, Matias, Izmailov, Wolfswinkel
 i wygrać 5-0 z dużo mocniejszym zespołem z Guimaraes. Ale jak mówi sam Ricardo - wszystko polega na odpowiednim zmotywowaniu drużyny. 

Zrozumieć go trudno. Zresztą taki miał charakter również w czasie gry dla Sportingu. Bywały sytuacje, kiedy drużyna przy niekorzystnym wyniku się poddawała, a on dawał z siebie nie sto pięćdziesiąt, ale dwie procent. Zawsze powtarza, że najważniejszy jest klub i styl w jakim ten klub prezentuje się swoim fanom. Nawet gdyby w zespole nie było wielkich gwiazd, trzeba pokazać, że Sporting jest wielki i nie klęka przed nikim i niczym. Przyznać też trzeba, że jako trener, który nie miał doświadczenia w pracy z seniorskimi klubami (do tej pory trenował głównie młodzież Sportingu), początek kariery Sa Pinto w Sportingu jest imponujący. W siedmiu pierwszych meczach pod wodą nowego treera Lwy wygrały pięć, jeden zremisowały (z Legią na Łazienkowskiej) i jeden przegrały (wspomniany mecz z Setubal). Takiego startu nie miał Domingos Paciencia, mimo, że miał drużynę do dyspozyji przez cały okres przygotowawczy i mógł ją ustawić jak chciał. Rekord Paciencii? 17-9-7. Wynik nie taki zły, ale oczywiście spodziewano się po trenerze więcej. 

źródło:  http://www.telegraph.co.uk
Co czeka Sporting w najbliższym czasie? Przede wszystkim rewanżowy mecz z Manchesterem na Etihad Stadium w ramach Ligi Europy. Ciągle mi się wydaje, że ważniejszym trofeum dla Sportingu jest Puchar Portugalii i walka o miejsce gwarantujące start choćby w eliminacjach Ligi Mistrzów, więc mając na uwadze ciężkie mecze w lidze (ostatnie pięć meczów to kolejno: Benfica, Nacional, Academica, FC Porto i Braga) trener Sa Pinto będzie mierzył siły na zamiary i walkę z Manchesterem City zwyczajnie odpuści kosztem triumfu choćby w Pucharze Portugalii. 

O ostatnim meczu nie ma co pisać poza tym, że się odbył i Guimaraes zostalo wręcz zniszczone. Inna sprawa, że podopieczni Rui Vitórii nie byli tego dnia w najwyższej formie. Spośród zawodników Sportingu warto wyróżnić Matiasa Fernandeza, Diego Capela, Stijna Schaarsa i Jeffrena, który wrócił po długiej kontuzji w sposób mocny, strzelając dwie bramki. Właściwie cały zespół rozegrał chyba najlepsze ligowe spotkanie w tym sezonie i chłopakom należą się gratulacje. Teraz Manchester. "Może wygrać tylko wielki Sporting"? ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz