16 stycznia 2012

Przełomu nie będzie,przynajmniej w lidze

Capel, van Wolfswinkel i Bojinov (źródło: uefa.com)
FC Porto i Benfica Lizbona. Główni rywale Sportingu w walce o tytuł mistrzowski. Obecnie zajmujący dwa pierwsze miejsca w ligowej tabeli, dystansujący pozostałe zespoły, w tym będący na trzecim czwartym miejscu Sporting, o kilka, lub kilkanaście punktów. A może Porto i Benfica to godni siebie rywale i nie potrzebują nikogo do rywalizacji o miano najlepszego portugalskiego zespołu? Tak właśnie głośno myślę, bo zastanawia mnie fenomen tych dwóch drużyn, spośród których Porto nie przegrało w lidze aż od 54. spotkań. To jest wynik niespotykany w Europie, a może i na świecie, żeby miał tak długą passę meczów bez porażki na krajowym podwórku.

Atmosfera do bicia kolejnych rekordów jest sprzyjająca, bo Benfica i Porto zwyczajnie nie mają z kim przegrać. To znaczy taki mecz prędzej czy później nadejdzie, ale losy rywalizacji o tytuł mistrza Portugalii są rozstrzygnięte w praktyce już na półmetku rozgrywek. Ot - dziś Braga podejmowała Sporting i wygrała 2-1. Sporting, który wydał w letnim okienku transferowym prawie 30 milionów Euro po dzisiejszym meczu praktycznie stracił szanse na mistrzostwo Portugalii. Na nic zdały się ostrzeżenia trenera Domingosa Pacienci, który mówił, że limit straty punktów został już w tym sezonie wyczerpany. Sporting zagrał źle i przegrał zasłużenie.

Stawiam tezę, o której zresztą wspominałem na początku sezonu, że nie dla Sportingu tytuł mistrzowski. Nie dlatego, że przegrał z Bragą, traci masę punktów do Porto i Benfiki. Wspominałem już na blogu (tu, tu i tu), że proces odbudowy zespołu musi potrwać. Być może nie pisałem tego wprost, mogło to być przez niektórych niezrozumiane, ale o to właśnie mi chodziło. Na zacnej stronie SportingPoland user Florek zarzucił trenerowi Pacienci błędne decyzje. I owszem, ma rację. Domingos Paciencia ciągle uczy się tego zespołu, rzeźbi z tego, co aktualnie ma. Ale nie należy, w tym akurat momencie, zwalniać trenera. Nie teraz, gwałtowne ruchy nie służą niczemu, wręcz przeciwnie - mogą sporo popsuć.

Można mieć oczywiście zarzuty do Dyrektora Sportowego Freitasa o to, że wydał blisko 30 milionów na zawodników, którzy niewiele do zespołu wnoszą, oczywiście nie wszyscy, bo znakomita większość się w tej drużynie sprawdza. Wolfswinkel, Capel, Carrillo, Onyewu, Insua, Rinaudo. Bez nich(ale tylko w najwyższej formie) nie ma obecnego Sportingu, co widać choćby pod nieobecność Rinaudo. Środek pola nie istnieje. Capel? Paciencia posadził go po którymś meczu na ławce, bo miał "zadyszkę". Bez niego i Carrillo skrzydła zespołu nie działają. Choć oczywiście można dyskutować o przydatności dla zespołu Jeffrena, Eliasa. Ale raczej tylko o nich i o Bojinovie. Nie wiem kto wpadł na pomysł, żeby znakomicie rozgrywającego piłkę Jaime Valdesa oddać na roczne wypożyczenie do Parmy, a stamtąd ściągnąć nieco wyblakłą gwiazdeczkę reprezentacji Bułgarii. Transfer ten z pewnością powinien stać się punktem zaczepnym do jakiejś pracy socjologicznej. Może chodziło po prostu o zwiększenie sprzedaży klubowych koszulek? Innej korzyści z transferu Bułgara nie dostrzegam.

Wśród kibiców Legii Warszawa od dłuższego czasu krąży hasło "Jedzmy łyżką, a nie chochlą". Można je odnieść również do Sportingu. Nie jest problemem wydać 30 milionów Euro, sztuką jest wydać tyle i wrócić na szczyt. Niezbędna jest jednak do tego metoda małych kroków i zaufanie do kierownictwa klubu. Mimo niepowodzenia w lidze i praktycznie pogrzebanych szans na tytuł Sporting ciągle ma szanse na trzy trofea. No, powiedzmy, że dwa, bo o wygraną w Lidze Europejskiej raczej ciężko podopiecznych Domingosa Pacienci podejrzewać. Będę zadowolony z jednego, na początek niech to będzie Puchar Portugalii. Obdarzam kierownictwo klubu swoim skromnym zaufaniem. Niech tworzą, na rozliczenia przyjdzie czas.Przełomu nie będzie, przynajmniej w lidze. Ale to nie oznacza, że sezon będzie można spisać na straty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz