24 stycznia 2013

Liedson

"Wszystkie deklaracje Liedsona o tym, jak to bardzo pokochał klub z Alvalade były kłamstwem" - taki wniosek można wysnuć z faktu, że Liedson, przez wielu kibiców określanych mianem żywej legendy klubu, został zawodnikiem FC Porto. Cóż z wielkiego pożegnania Liedsona po meczu ligowym przed dwoma laty? Zostało niewiele - fajne wspomnienie. Mecz, po którym i ja się wzruszyłem, bo pierwszy raz widziałem piłkarza płaczącego z powodu odejścia z klubu. 

Cóż z tego, że kibice, podobnie jak sam Liedson, płakali? Wtedy tak nie myślałem, nie uważałem go za zwykłego najemnika. Może gdyby odszedł z klubu bez specjalnego pożegnania zasiałby we mnie ziarno zwątpienia, ale po TAKIM pożegnaniu nie miałem wątpliwości - było nam dane oglądać jedną z legend Sportingu, która przywiązała się do tego stadionu, do kibiców, do kolegów z boiska, do tej atmosfery. Czuła się na Alvalade wyjątkowo i kibice, którzy tu przychodzili też czuli się wyjątkowo kiedy oglądali jego grę. Strzelił mnóstwo bramek, przy jeszcze większej liczbie asystował. Często był jedynym zawodnikiem na boisku, któremu chciało się grać. Był kimś, dopóki zarząd nie potraktował go tak jak go potraktował. Liedson musiał odejść. Do Brazylii. 

Po tym jak jego przygoda we Flamengo się zakończyła myślałem, że wróci na Alvalade jako piłkarz, a później jako skaut lub trener. Nie wiem, czy ze strony klubu był taki pomysł, jeśli nie było, to świadczy to fatalnie o prezydencie i jego ekipie. Gdyby wrócił - byłoby cudownie. Gdyby poszedł gdzieś indziej - trudno. Gdyby zdecydował się na grę w innym klubie niż Sporting - w porządku, przecież nikt nie jest zakładnikiem jednego zespołu i jego kibiców. Ale tego, że zdecyduje się na grę dla jednego z dwóch największych wrogów Sportingu (takiego określenia używa większość fanów) bym się nie spodziewał.

Kiedy do Porto w bezczelny sposób (po awanturze w gabinecie prezydenta) przechodził Moutinho powiedziałem sobie - trudno. Mimo, że był wychowankiem Sportingu trudno było oczekiwać, że w tamtym, dość szalonym czasie będzie chciał zostać w zespole, który nie gwarantuje mu sukcesów. Drażnił tylko styl rozstania - bez słowa "dziękuję". Niedawno do Porto odszedł Izmailov - tutaj nie było bólu, bo ani Marat nie jest wychowankiem, ani też nie prezentował formy, która pozwalałaby na walkę o pierwszy skład. Wiecznie połamany, choć przywiązany do kibiców i klubu. W kontekście tych transferów kwestia Liedsona zakrawa o jakiś absurd. Może bierze się to z chęci upokorzenia przeciwnika, czyli Sportingu? Tego się pewnie nie dowiemy.

A na razie musimy z tym żyć. Jakoś...

1 komentarz: