Niedzielny mecz z Academicą był
znakomitym podsumowaniem sezonu w wykonaniu Sportingu. Pierwsza połowa
przespana, szybka strata bramki, a później pozostawało już tylko walenie głową
w mur. Inna sprawa, że to zawodnicy Academiki sprawiali wrażenie bardziej
zdeterminowanych do zdobycia „Tacy”. Ostatnia szansa na jakiekolwiek trofeum
przepadła… właśnie. Przez co? Lenistwo? Czy błędy taktyczne Sa Pinto?
Stracona bramka mocno wkurzyła zawodników z Lizbony, z każdą minutą coraz bardziej było widać frustrację na ich twarzach. Zwłaszcza na twarzy Rui Patricio, który niczym osamotniony na placu boju sanitariusz dosięgnął broni przeciwlotniczej i próbował zbijać samoloty wroga. Coraz więcej ochoty do gry mieli również Joao Pereira (choć ten pewnie myślami był już na Euro), Capel, który biegał na prawej flance jak oszalały, Carrillo, który w kilku sytuacjach sprawiał wrażenie, jakby teczniki ucyzł się przy Ronaldinho, oraz - niestety - nieskuteczny tego dnia Ricky van Wolfswinkel.
Gdybym miał wskazać osobę
odpowiedzialną za porażkę z 13 zespołem minionego sezonu Liga Sagres, to
miałbym problem, ale ostatecznie wskazałbym na Ricky’ego. Zawodnik o takiej
klasie i takich umiejętnościach musi udowadniać swoją wartość właśnie w takich
meczach. Dobrego napastnika poznajemy po tym, kiedy potrafi strzelić bramkę
będąc pod ogromną presją. Van Wolfswinkel tej presji wczoraj nie udźwignął. Był
nieskuteczny do bólu i nie była to wina złych zagrań kolegów, niedokładnych
podań, czy też dośrodkowań. On po prostu albo nie trafiał w piłkę, albo trafiał
w nią na tyle źle, że strzał nie stanowiła dla bramkarza Academiki żadnego
problemu.
Cały ten finał, jak już
wspomniałem na początku, przypominał inne mecze Sportingu w tym sezonie.
Walenie głową w mur, mimo technicznej przewagi nad przeciwnikiem. Widać, że i
do Portugalii, niegdyś słynącej z piłki nieobliczalnej, za co wielu (i ja
również) ją pokochało, wkracza powoli spryt, wyrachowanie, taktyczna
dyscyplina. W niedzielę lekcję taktyki zawodnicy z Coimbry wykonali niemal wzorowo.
Jeszcze żeby tak obcesowo nie opóźniali gry, no ale grać na czas też trzeba
umieć, nie wysysa się tego z mlekiem matki.
Małe podsumowanie sezonu – szkoda straconego trofeum, ale jeśli forma zespołu z tego sezonu, szczególnie z jego
drugiej części, ma być zapowiedzią lepszych czasów, to ja poczekam jeszcze rok
na powrót Sportingu do rozgrywek Ligi Mistrzów. Do klubu trafiło wielu
ciekawych zawodników, po których widać zaangażowanie. Onyewu, Insua, Schaars,
Capel, van Wolfswinkel, dodatkowo wzmocnieni starymi wyjadaczami Patricio,
Pereirą, Polgą (wzmocnienie wątpliwe, imo, ale doświadczenie posiada),
Izmailovem, czy Matiasem Fernandezem muszą zacząć walczyć o konkretne trofea.
Sporting Lizbona 2011/2012:
4. miejsce w Liga Sagres i awans
do fazy grupowej UEFA Europe League
Finał Pucharu Portugalii
Półfinał UEFA Europe League
Nie jest źle, choć mogło być
lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz