Sporting przystępuje do rundy rewanżowej. Na dobry początek "Lwy" zmierzyły się z zespołem Pacos Ferreira i jeśli marzyły o zajęciu na koniec sezonu miejsca na podium, musiały to spotkanie wygrać. Bo jeśli nie z zespołem Pacos, to z kim?
Niestety, rzeczywistość okazała się bardziej brutalna, niż sądzili kibice Sportingu. Zespół z Pacos de Ferreira w 35. minucie meczu objął prowadzenie po atomowym strzale z blisko 50 metrów. Na nic zdało się wyrównanie Liedsona w 41. minucie, skoro jeszcze przed przerwą sędzia podyktował karnego "z powietrza" dla Pacos, a Manuel José zamienił go na bramkę. W 61. minucie znakomitym podaniu Alvesa wyrównał Salomao. Sporting przez większą część meczu nie potrafił pokazać,że jest drużyną lepszą, a piłkarze gości coraz częściej dochodzili do głosu. Mało tego - wykorzystali jedną sytuację, dokładnie w 80. minucie niepilnowany przez nikogo Pizzi strzelił tuż zza linii pola karnego i Pacos prowadziło 2-3. Takim też wynikiem zakończyło się spotkanie.Pod tym linkiem możecie obejrzeć bramki z meczu.
W czasie tego meczu naszło mnie kilka myśli. Pierwsza z nich dotyczy samego sędziowania. Było beznadziejne i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Dawno nie zdarzyło się, żeby mecz Sportingu sędziował tak słaby sędzia, który wymyśla sobie karnego, a później jeszcze skutecznie przerywa akcje "Lwów". Czy pan w czerni zna przepisy i wie co to "przywilej korzyści" - tego nie wie nikt, ale dziś arbiter zasiał duże ziarno wątpliwości w tym temacie.
Inna wątpliwość pojawia się przy osobie trenera. Dziś po raz pierwszy od czasu przyjścia Paulo Sergio do zespołu z Lizbony poddaję w wątpliwość jego umiejętności kierowania zespołem. Przykład z dziś - beznadziejnego Evaldo zastępuje Grimi, którego tylko głupiec podejrzewałby o to, że jest w stanie w ostatnich minutach zbawić Sporting, w dodatku wtedy, kiedy zespół przegrywa (w momencie zmiany było już 2-3 dla Pacos). Inna sprawa, że pozycja Sergio nieco osłabła - od dłuższego czasu bowiem można zauważyć na ławce rezerwowych "Lwów" byłego dyrektora sportowego - Costinhę. Rozumiem, że José Couceiro zajął miejsce Costinhi, ale to wszystko co dzieje się wokół zespołu karze podejrzewać, że główną ofiarą poszukiwania stanowiska dla Costinhi stał się sam zespół. Podczas spotkań kompletnie nie widać współpracy między nim a Paulo Sergio, nawet nie cieszą się wspólnie ze zdobytych przez zespół bramek, nie gratulują sobie. Coś jest na rzeczy, to wszystko wygląda tak, jakby zespół miał dwóch trenerów i do końca nie wiedział, którego ma słuchać. To jest jednak tylko moje luźne skojarzenie faktów.
Na pochwałę po meczu zasłużyli jedynie Simon Vukcević - który ostatnio zadeklarował chęć pozostanie na Alvalade - oraz Jaime Alves, który zaliczył dziś asystę i był najlepszym graczem Sportingu dzisiejszego wieczora.
Porażka skutkuje tym, że już jutro Benfica i Porto mogą w tabeli odskoczyć Sportingowi na kolejne trzy punkty. Wtedy strata do lidera będzie wynosiła już szesnaście punktów, a do drugiego miejsca osiem.
Następny mecz Sporting gra 20 stycznia w Pucharze Ligi Portugalskiej z drugoligowym Penafiel. Nie muszę chyba pisać jakiego wyniku oczekuje każdy sympatyk Sportingu.
P.S. Strona internetowa portugoal.net doniosła, że prezydent Sportingu Lizbona, Pan Jose Eduardo Bettencourt, zrezygnował ze stanowiska. Jest to skutek porażki Sportingu w meczu z Pacos Ferreira.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz